Historia

Historia

Franciszek Lincer przywędrował z czeskiego Cieszyna do Gdańska tuż po wojnie. Przed wojną przeszedł dobrą szkołę nauki wulkanizacji w jednym z pierwszych czeskich serwisów. Senior rodu ma obecnie 88 lat. Zaczynał od lepienia kaloszy, płaszczy gumowych. Dopiero po przejściu takiej szkoły mógł zacząć reperować opony. Przed wojną jak naprawiano oponę bywało, że wymieniano również drutówkę. A opony bieżnikowało się w matrycach połówkowych. Już w 1945 roku założył pierwszy warsztat wulkanizacyjny w Gdańsku-Oruni. Zaczął od naprawy ogumienia dla milicji. Potem wraz z kilkoma innymi osobami założył spółdzielnię im. Mariana Buczka w Gdyni.
W 1956 r. po dojściu do władzy Gomułki otworzył jako jeden z pierwszych własną wulkanizację przy ul. Śniadeckich w Gdańsku.

Niemiłe sąsiedztwo

Jak pan Franciszek kupił nowego Wartburga, sąsiedzi stwierdzili, że jest uciążliwym sąsiadem. Zmuszono go wyprowadzki ze Śniadeckich. Warsztat przeniesiony został na ul. Podhalańską na Oliwie. Były tam naprawy i bieżnikowanie. Ten serwis działa do dziś i prowadzony jest przez jednego z synów p.Franciszka. W latach 90. nastąpił dynamiczny rozwój firmy i powstały kolejne 3 serwisy ogumienia w trójmieście prowadzone przez rodzinę Lincer. Nasz serwis powstał w 1993 r. w Gdyni i jest prowadzony przez Andrzeja Lincera. Nasz gospodarz Andrzej Lincer z gumą, serwisem ogumienia, zapoznawał się od dziecka. Miał cztery lata, gdy ojciec zabrał go do warsztatu. I tak już zapach gumy towarzyszy mu od 40 lat. Pamięta jak do bieżnikowania preparowało się samemu gumę, przygotowywało ręcznie formy. Obecnie poziomem techniki nasz serwisy dorównują zachodnim. Nie mamy się czego wstydzić.

Dać szansę młodym

Personel kierowniczy związany jest z firmą przynajmniej od 20 lat. Są to bezcenni ludzie, którym można zaufać, powierzyć młodych ludzi. Bez problemu potrafią w trzy miesiące wyszkolić nowego pracownika serwisu. Jednak cały czas muszą mieć pieczę nad takim młodym pracownikiem, bowiem złe założenie opony ciężarowej czy nawet wysokiej klasy osobowej, może spowodować straty idące w tysiące złotych dla firmy kupującej i serwisu. Średniej klasy opona ciężarowa kosztuje około 2000 zł, najdroższa będąca w ofercie serwisu A. Lincera kosztowała 3450 zł. To spory wydatek. W opinii A Lincera nie ma teraz nikogo, kto broniłby interesów rzemieślnika. Szkolenie młodzieży szwankuje od kilku lat. Właściciele firmy Lincer starają się szkolić swoich pracowników. Główny jednak nacisk kładą na poziom wykształcenia pionu księgowego. Kadra warsztatowa jest natomiast stabilna. Praktycznie od 8 lat nikt się nie zmienił. Jeśli jest nawał pracy sam szef zakasuje rękawy i wymienia opony lub wykonuje naprawy jak szeregowy pracownik – Dlaczego za stażystę nie można by płacić jednej trzeciej składki ZUS, np. 200 zł – mówi Andrzej Lincer. – Wiadomo przecież, że taki młody człowiek przynajmniej przez dwa lata musi uczyć się zawodu. Koszty kształcenia są spore, zanim stażysta będzie w pełni wydajnym członkiem załogi. Firma powinna mieć z tego tytułu ulgi. A ile przedsiębiorstw zrezygnowałoby z emerytów, zatrudniając młodych ludzi. Nadal mówi się o dawaniu zielonego światła małemu biznesowi, ale to są tylko słowa. Praktycznie nadal nic rząd nie robi, aby ułatwić tym małym pracę. Obywatelski obowiązek – płacić podatki Złe przepisy, próby szybkiego wzbogacenia się, zapchania kasy miejskiej czy państwowej, powodują – zdaniem Lincera – że np. ze śródmieścia Gdyni w ciągu pół roku zniknęły salony Nissana, Hyundaya, Hondy. Nikt bowiem nie wytrzyma progresji wzrostu czynszów narzuconego przez władze miasta. Denerwuje złe wykorzystanie środków publicznych, które są marnotrawione przez urzędników. W takiej Austrii nikt nie uchyla się od płacenia podatków, bo wie, że pieniądze wpływające do kasy miejskiej, czy państwowej posłużą do budowy dróg, mostów, wodociągów, kanalizacji, oczyszczalni, itd. – Niedawno mieliśmy powódź. Dobrze, że Żuławy nie ucierpiały, bo mogło być naprawdę źle. Wystarczy przyjrzeć się rowom melioracyjnym, które porasta trawa wysoka na metr. Ale są na pewno firmy, które biorą publiczne środki, za ich czyszczenie. Kto je kontroluje? Powstają firmy, które nie pracują, a biorą pieniądze. Urzędnik, który powinien dbać o mój interes, widzi tylko koniec swojego nosa. Tak sobie myślę, że komuna wcale nie minęła, ona ma się bardzo dobrze. A system, który mamy to kapitalizm polityczny. W rzemiośle pracuję od 1956 roku. Całe społeczeństwo próbuje ominąć przepisy, aby nie płacić podatków. Jeden na dziesięciu uczciwie płaci a reszta zagarnia do siebie. Przedsiębiorca, aby nie płacić podatków nabija koszty biorąc w leasing kolejny samochód, kupuje mieszkanie, itd. To żenujące zjawisko – oszukiwać własne państwo.

Uczciwa konkurencja

Konkurencja jest wskazana. Nawet ta z Zachodu, kapitałowo silniejsza od polskich firm. Jednak nie może ona być zagrożeniem dla bytu krajowych zakładów. Powinna mobilizować krajowe rzemiosło, mały biznes do unowocześniania parku maszynowego, wzbogacania oferty, lepszego traktowania klientów. Jak jednak polska firma może konkurować z kimś, kto bierze kredyt na 6 procent. Jeżeli wykona inwestycję, otrzymuje zwrot nakładów w 100 procentach. – Ale okazuje się, że oni sami są zagrożeniem dla siebie. Bo co to za firma, która przez kilka lat z rzędu działając w Polsce, nie wykazuje zysków, a wręcz ma straty. Jaki polski przedsiębiorca wytrzymałby coś takiego. W Carmanie zmienił się niedawno właściciel. Gdyby to był taki super biznes, nie oddałby go innej osobie. Do nas też przychodzili przedstawiciele zachodnich sieci, chcąc wydzierżawić nasze serwisy. Odeszli jednak z kwitkiem, gdyż są to ludzie z kapitałem spekulacyjnym, którzy mają cele bardzo krótkowzroczne. Przypuszczam,
że po tej dzierżawie z naszych serwisów zostałyby tylko ruiny. To oszuści, którzy mogą wykorzystać każdą lukę prawną w umowie, aby przejąć firmę. Ceny usług w serwisach LINCER nie zmieniają się praktycznie od kilku lat. Za przełożenie i wyważenie czterech kół trzeba zapłacić od 50 do 70 zł. Przy zakupie opon wymianę klient ma gratis. Nierzadko trafiają się klienci – właściciele „maluchów”, którzy kupują po jednej oponie miesięcznie. Świadczy to jak zubożało nasze społeczeństwo. Za najważniejszą cechę w interesach uważa uczciwość. Jeżeli ktoś nie mówi prawdy, działa przeciwko sobie. Prędzej czy później odbije się to przysłowiową czkawką. Naszym przedsiębiorcom brakuje jeszcze kultury i handlowego obycia. Naciągaczom: Nie! Nielekką sytuację mają także firmy transportowe, które jeszcze do niedawna brały w ciągu roku opony za 100 tys. zł w gotówce. Teraz biorą w jednym serwisie za 10 tys., w drugim, trzecim, za tyle samo. Potem zadłużenie spłacają przez pół roku. W transporcie ciężkim tutaj na
Wybrzeżu, a i pewnie w innych rejonach Polski, jest tak, że sporo firm całkiem dużych jest spalonych u dealerów opon. Zakupione opony spłacali nawet przez ponad rok, a wiadomo było, że mogli dług zwrócić znacznie wcześniej. – Jeśli trafia mi się klient, który zjawia się po dwóch latach i chce kupić opony na kredyt, od razu dzwonię do kolegów z branży i pytam czy nie jest u nich zadłużony. Okazuje się, że niektórzy transportowcy mają długi w kilku serwisach. Ale są też dobre przykłady. Do takich na pewno należy Eugeniusz Bieszke, posiadacz solidnej floty ośmiu ciężarówek. Uczciwy facet, który nie kręci i można się z nim dogadać. Zdaniem A. Lincera rynek psują także „garażowcy”. Mają zazwyczaj jedno kiepsko wyposażone stanowisko. Poza tym supermarkety handlujące oponami są nieporozumieniem. Nieuczciwą konkurencję stanowią również Ci, którzy sprzedają opony kradzione z hurtowni. Są tacy. „Szara strefa” daje się coraz mocniej we znaki. Wystawiają lewe rachunki, na które klienci się nabierają. Potem swoje żniwo zbiera fiskus karząc delikwentów. – Przestrzegam przed łaszczeniem się, że taniej coś kupimy – ostrzega pan Andrzej. – Nie dajmy się wciągnąć w nieuczciwe interesy, bo może nas to drogo kosztować. Kupiona niedrogo opona może okazać się najdroższym interesem naszego życia.

Stowarzyszenie oponiarzy

To bardzo dobry pomysł. One mogą pokusić się o walkę z konkurencją. Centralny zakup opon, uzyskiwanie lepszych rabatów od producentów opon. Przez 50 lat funkcjonowaliśmy poza rynkiem. Musimy od nowa uczyć się poruszać w tym nowym środowisku. Dlatego nie dziwię się, że przegrywamy konkurencję z firmami działajšcymi od 100 lat na rynku niemieckim, francuskim czy angielskim. Źle się stało, iż rozbito cechy rzemiosł. Nie ma organizacji, która decydowałaby o powstaniu w danym środowisku kolejnej firmy konkurencyjnej. W Niemczech nim ktoś założy przedsiębiorstwo musi uzyskać zgodę izby gospodarczej i banku.
– U nas natomiast decydujący głos ma urzędnik. Jeden market więcej – nie ma problemu – dodaje z sarkazmem A. Lincer. – Nie ma woli politycznej, aby uporządkować polską gospodarkę. Jak ma być lepiej, gdy posłowie przegłosowują tylko im wygodne ustawy. W opinii naszego gospodarza dobrze się stało, że na rynek oponiarski weszli tacy potentaci jak Goodyear i Michelin. Dzięki nim fabryki w Olsztynie i Dębicy zyskały nowe technologie, nowe rozwiązania techniczne i linie produkcyjne. Czy udałoby się w kraju stworzyć własna oponę całostalową – pyta retorycznie nasz rozmówca i sam odpowiada: Bez tych tuzów oponiarskiego świata raczej nie. Lincerom współpraca z producentami opon układa się dobrze, szczególnie z Michelinem, Goodyearem, Pirellim. W ciągu 12-24 godzin firmy te przywożą zamówiony towar. Poza tym nie można wszystkich srok za ogon trzymać i handlować oponami wszystkich marek będących na rynku. Po prostu nie uzyska się wtedy odpowiednich rabatów, a i klientowi nie będzie można zaoferować dogodnej ceny. Jeżeli handluję z kimś 10 lat, to nie wpuszczę go w kanał, idąc do drugiego, bo chwilowo zaoferował tańszy towar.